Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 29 listopada 2015

Andrzejkowe lanie wosku



Statys  -  huroskop


„Nadszedł czas na wosku lanie.
Co ma stać się  -  niech się stanie !”

Wyrywam kartkę z mojego staromodnego kalendarzyka i czytam o Andrzejkach. Okazuje się, że to właśnie w wigilię dnia świętego Andrzeja powinniśmy  zgodnie ze staropolską (a nawet europejską) tradycją dokonać obrzędu lania roztopionego wosku do wody, by wywróżyć sobie, co nas czeka w przyszłości.
Mało tego, ten zwyczaj dotyczy młodych niezamężnych kobiet pragnących odgadnąć tajemnicę swojej przyszłości. Chłopcy, mężczyźni  winni to robić znacznie wcześniej  -  w wigilię dnia świętej Katarzyny, czyli 24 listopada.

Przypuszcza się, że Andrzejkowe wróżby miały swój początek w starożytnej Grecji. U nas w Polsce pierwsze wzmianki pochodzą z roku 1557. Marcin Bielski umieścił w swojej sztuce teatralnej „Komedyja Justyny i Konstancyjej” opis wróżebnego zwyczaju lania wosku.

Dawniej lano ołów (szczególnie ceniony był ten ze starych okiennic kościelnych), ale wosk jest znacznie bardziej wygodny w użyciu. Ołów symbolizował trwały związek, nierozerwalne połączenie. Wosk był kiedyś bardziej cenny niż teraz. Pochodził przecież od pszczół, świętych stworzeń, a świece lane z wosku uświetniały kościelne i rodzinne uroczystości.

Wróżby z wosku dotyczyły miłości i pomyślności w nadchodzącym roku. Przelewanie wosku przez ucho od klucza utrudniało, ale i wzmacniało wróżebną moc zabawy. Klucz jest w tej wróżbie symbolem tajemnicy, ale i płodności - zamyka lub otwiera wszelkie sekrety i tajemnice. Wyniki poznawało się, oglądając woskową płaskorzeźbę lub jej cień na ścianie. Można dopatrywać się wyglądu przyszłego partnera, atrybutów jego zawodu lub kraju, z jakiego pochodzi. Wystarczy uruchomić wyobraźnię, a cienie zaczną same mówić.

"Na św. Andrzeja dziewkom z wróżby nadzieja"

Najbardziej znaną od wieków aż po dzień dzisiejszy andrzejkową wróżbą jest lanie wosku na wodę. Przygotuj więc pewną ilość wosku lub świec, które należy stopić w garnku, miskę z wodą i klucz, który otwiera i zamyka wszelkie tajemnice (najlepsze są stare klucze z dużym uszkiem). Po wyjęciu z wody taka formę należy trzymać(pionowo) między zapaloną świecą a jasną ścianą i powstały na ścianie cień odpowiednio zinterpretować. Można też zastosować inny sposób podświetlenia woskowej formy, np. lampą naftową, żarówką, latarką. Przekonasz się, że zastygnięta bryła wosku daje niekiedy bardzo osobliwy kształt cienia, którego interpretacja zależy od wyobraźni, skojarzeń i poczucia humoru zebranych.

Przykładowe odczytanie tego, co mówią cienie:
  • Postać mężczyzny lub serce - w niedługim czasie spełni się twoje marzenie o miłości
  • Rycerz lub jeździec na koniu - wyjdziesz za mąż lub zakochasz się w wojskowym.
  • Dla chłopaka oznacza to, że będzie w przyszłości pracował w służbach mundurowych.
  • Gwiazda - zdobycie majątku i szczęśliwe życie.
  • Kwiat - czeka cię przyjemna niespodzianka
  • Pierścień - zaręczyny lub wyrażenie zgody na chodzenie z chłopakiem, który to zaproponuje.
Jeśli w misce z wodą oprócz dużych figur znalazło się dużo okrągłych kropelek, to mówi nam o pieniądzach, tak więc im ich więcej, tym lepiej..


”Święty Andrzej wróży szczęście i szybkie zamęście”


W miarę upływu czasu wykształciły się dodatkowe zwyczaje wróżbiarskie. Dziewczyny rzucały but za siebie. Odwrócony do drzwi noskiem zapowiadał szybkie zamążpójście. Obierano jabłka, a z obierek odczytywano pierwszą literę imienia przyszłego męża. Co przyśniło się w wigilię świętego Andrzeja, to miało się spełnić. Wieczorem panny wychodziły na podwórko i ze słomianego dachu wyrywały garść słomek. Jeśli była ich parzysta ilość, wróżyło to zamążpójście. Puszczano na wodę dwa listki mirtu. Jeżeli zetkną się, wkrótce będzie wesele. Zdejmowano lewe buty, który but pierwszy dojdzie do drzwi, ta dziewczyna wyjdzie za mąż.  W innej wróżbie z kolei do izby wpuszczano gąsiora. Do której panny podszedł, ta wychodziła za mąż. Dziewczyny również zaglądały do studni, by zobaczyć w niej odbicie przyszłego męża. 

Nasza fantazja nie zna granic, możemy więc z powodzeniem ją wykorzystać rozszerzając listę pomysłów na osiągnięcie najważniejszego celu  -  poznanie przyszłości. Tylko że świat się zmienia. Idziemy do przodu. Dziś przyszłość możemy rozpoznawać znacznie doskonalszymi sposobami

Mimo tego wciąż są chętni ludzie by korzystać z różnych form wróżenia, stąd też powodzenie programów telewizyjnych, bądź też stacji komórkowych, gdzie łatwo jest nawiązać kontakt z osobami trudniącymi się przepowiadaniem przyszłości.  Co zostało z Andrzejkowych zwyczajów, trudno odgadnąć. Należałoby w tym celu powróżyć  z wosku. Szkoda że dawne zwyczaje odchodzą do lamusa. Mimo wszystko miały swój urok i stanowiły przyjemną zabawę. Dobrze, że przynajmniej w Andrzejkowy wieczór możemy dziś  zabawić się na  licznych dyskotekach.

„Dziś cień wosku ci ukaże, co ci życie niesie w darze”

A gdyby ktoś miał ochotę skorzystać w ten Andrzejkowy wieczór z dawnego rytuału wróżenia przyszłości, to nic łatwiejszego jak skorzystać z przepisu, o którym napisałem powyżej.

A z okazji imienin wszystkim Andrzejom na czele z naszym Prezydentem życzę wszystkiego najlepszego !

sobota, 28 listopada 2015

Grudniowy przedświąteczny miszmasz


Motto:

„Ludzie przestają myśleć, kiedy przestają czytać”  -  Denis Diderot

Przypomniałem sobie tą „złotą myśl” francuskiego pisarza, krytyka literatury i sztuki, filozofa i encyklopedysty okresu Oświecenia, a mając trochę czasu w ostatni weekend przed świątecznym miesiącem - grudniem, postanowiłem coś niecoś poczytać na portalach internetowych. Nie przypuszczałem, że znajdę w tym czytaniu aż tyle powodów do zastanowienia. Zrobił się z tego wszystkiego zaiste przedświąteczny miszmasz, jeszcze większy niż na stole po wigilijnym obiedzie. Oto najbardziej charakterystyczne przykłady:

- Biskup Ignacy Krasicki pisał swego czasu o miasteczku, w którym było „klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”. Ale to było bardzo dawno temu. Dziś gdyby żył, to musiałby klasztory zamienić na markety. To tutaj koncentruje się życie materialne i duchowe współczesnego laikatu.
Najlepiej to widać, gdy zbliżają się jakiekolwiek święta, a najwyraźniej na Boże Narodzenie. To właśnie te ubogacone wielowiekową tradycją, staropolskie  święta, które kojarzą się wszystkim przede wszystkim z suto zastawionym stołem, ożywiają naszą energię i   pozwalają wyekspediować wszystkie zasoby pieniężne, byle tylko w świątecznej w lodówce, na stole i pod choinką niczego nie zabrakło.

Aż miło znaleźć się tuż przed świętami w „Tesco”, „Auchan”. „Kauflandzie” „Biedronce”. „Dino”. „Eco”,  itd. itp. A święta w marketach już w całej gali, zachęcają do obfitych zakupów specjalne, wydzielone segmenty wypełnione różnokolorowymi, błyszczącymi stroikami i świecidełkami choinek, a także prezentami pod choinkę.
 Wszędzie rojno i gwarno, można obcować bezpośrednio z bogatym światem luksusu, można odurzyć się urzekającą atmosferą przepychu i  blichtru, spotkać dawno nie oglądanych znajomych, wymienić uśmiechy i ukłony. Wizyty w supermarketach dostarczają nowych, dotąd nieznanych, niezwykłych przeżyć.

Niestety brzmi to groźnie, bo lud Boży może się zmanierować i ograniczyć swoje świętowanie do marketów. Być może kolejni biskupi zaczną zamykać świątynie podobnie jak tę w Jasienicy, ale to z tego powodu, że nie będzie wiernych. Przykład francuski mówi: wszystko to być może … Chyba, że (na co się nie zanosi) biskupi zejdą z piedestału i jak to radził Ignacy Krasicki  poziomem życia zbliżą się do ludu.

A oto kolejny przykład handlowego bezeceństwa:

- Najzdrowszy wykwit lokalnego patriotyzmu: „Piast Mocne” to kwintesencja siły i charakteru Dolnego Śląska  -  czytam drobnym druczkiem objaśnienia na puszce piwnej browaru Carlsberg Polska Sp. z o. o. w Warszawie. Na samej górze zaś czerwonymi literami; Z miłości do Dolnego Ślaska. Otóż to, czego się nie robi z miłości? „Złocista Barwa”, czytam dalej, „Chmielowy Aromat”, „Produkt Regionalny”. Oto atrybuty puszki piwa. Kocham Dolny Śląsk, złotą barwę i aromat chmielowy, więc nie mam wyboru. „Piast Mocne” , to jest to...
Po „Piaście” czuję się patriotą lokalnym jak nigdy przedtem, ale niestety gorzej ze mną jeśli chodzi o patriotyzm krajowy. Chciałbym być polskim patriotą, ale okazuje się że nie mogę, bo Polak patriota, to katolik ślepo wierzący w to wszystko co powiedzą w radio Maryja.

Zwycięzca wyborów -  PiS -  ogłasza wszem i wobec, że jest za Kościołem, ale po cichu kopie pod nim dołki, bo coraz dobitniej i głośniej agituje Polaków do nowej wiary. To jest wiara w zamach smoleński. Okazuje się, że kto nie wierzy w ten zamach, nie jest patriotą. Ksiądz  Stanisław Małkowski wierzy, mógł więc z godnością czynić publicznie egzorcyzmy pod Pałacem Namiestnikowskim po to, by wypędzić zeń złe duchy. Złe duchy powodują, że coraz więcej Polaków traci wiarę. Ale w Pałacu mamy już nowego prezydenta, będzie lepiej. No i teraz wiadomo, że moce nieczyste przylatują  z Zachodniej Europy i USA. Dlatego trzeba zrobić wszystko by je przepędzić popierając PiS, z pełną świadomością, że flaga unijna to szmata. Tak oświadczyła wybitna ideolog PiS-u „prof.”. Pawłowicz. Rzecz w tym, żeby tę Unię Europejską rozwalić od środka, a z potęgą militarną Murzyna, islamisty, Baraka Obamy damy sobie radę pod warunkiem, że tylko Amerykanie w mundurach NATO ( broń Boże nie Niemcy), będą bronić Polski przed ruskimi. Ruscy zadekują jankesów na Alaskę, mają już w tym doświadczenie z ukraińską armią na Krymie, a my damy sobie radę sami. Jesteśmy mistrzami świata w powstaniach zbrojnych przeciw zaborcy.

Idziemy dalej:

- Nasz polski świat mediów i polityki przypomina chorego idiotę po narkotykach i po flaszce wódki.
Politycy zdolni są wypowiadać horrendalne bzdury, aby zdobyć poklask tłumów i znaleźć się w mediach. Te zaś chętnie z tego korzystają by poprawiać wyniki oglądalności. Odbiorca mediów jest bezradny, bo trudno się odciąć od współczesnego świata wirtualnego. Wciska się on drzwiami i oknami odkąd w nasze codzienne życie wdarła się technika radiowa, telewizyjna, internetowa,  a do tego prasa bulwarowa i oszałamiające bilbordy.

Każde wybory, to wyścig w sztuce robienia wyborcom wody z mózgu. A przecież chodzi tylko i wyłącznie o fotele dla tej samej grupy ludzi, którzy dorwali się do władzy. Nie ma takiej siły, która byłaby w stanie przerwać ten chocholi taniec zwany przekornie demokracją. Dziś Wyspiański napisałby te same słowa, co pod koniec XIX stulecia w Polsce rozbiorowej,  ale tym razem pod adresem wielkiego ruchu „Solidarności”: „Miałeś chamie złoty róg...”

Ale nasze media stać na odskocznię od mizerii życia politycznego. Pojawiają się newsy przejmujące swoją głębią filozoficzną i  humanitaryzmem. Na przykład portal gazeta pl podaje z ulgą, że Wiedźmin z Hollywood to liga B , a nawet C, a więc nie jest już taką ikoną jak nam się wydaje. Czas więc dać sobie spokój z importowanym Wiedźminem skoro w naszej codziennej politycznej rzeczywistości mamy okazy o niebo lepsze – vide – plejada pisowskich ministrów z wyrokami sądowymi. Wygląda na to, że u Jarka liczą się się głównie ci, co mają coś na sumieniu.

To jednak nic wobec promocji idealnego wzoru życia rodzinnego  naszego idola sztuki estradowej – Krzysztofa Krawczyka. Oglądamy go w zaciszu własnego domu pod Łodzią. Domek zaszyty w ogrodzie, w otoczeniu brzóz kojących nerwy i przywracających równowagę. Małżonkowie mogą przytulić się do białego pnia, aby się wyciszyć. Jak trzeba mogą korzystać z baseniku. Ta woda jest tutaj nie przez pychę, mówi artysta Krzysztof, muszę ciągle ćwiczyć moje biodro. Krzysztof Krawczyk i jego żona są bardzo religijni. W ogrodzie wybudowali kaplicę Świętej Rodziny, tam odbywają się msze polowe, różaniec jest odmawiany codziennie. Zapraszani do modlitw są przyjaciele i sąsiedzi. Ważniejsi goście mogą po modlitwie skorzystać z gościny w salonie dworku, gdzie główną ozdobą ścienną jest fotogram Krzysztofa z jego wizyty w Watykanie u papieża  Jana Pawła II.

To wszystko może się dziać dzięki Bogu, który zapędził wniwecz zapowiedzi proroka apokalipsy Nostradamusa, według których już w czwartek 26 listopada powinien nastąpić koniec świata.

Niestety, to się nie stało, skutkiem czego absurdalny świat mediów funkcjonuje nadal i będzie się rozwijał, a jak pokazuje doświadczenie, to jego możliwości rozwoju są znacznie bardziej ekspansywne niż proces ewolucji w przyrodzie dostrzeżony przez Karola Darwina.

Wciąż jednak wisi nad nami jak miecz Damoklesa kolejna zapowiedź Nostradamusa:

 Zaraza przeszła, świat staje się mniejszy
 Przez długi czas lądy zamieszkiwane będą w pokoju
 Ludzie będą bezpiecznie podróżować przez niebo, lądy i morza
 Potem wojny wybuchną na nowo.

Pocieszmy się jednak, że mamy jeszcze sporo czasu na podróżowanie przez niebo, lądy i morza zanim wybuchną wojny, zresztą wojna to dla nas pestka z chwilą kiedy minister od wojny Antoni Maciarewicz wprowadzi powszechny obowiązek służby wojskowej, a dalej ogłosi nowe przetargi na zakup broni i zbuduje system obrony terytorialnej kraju.

Proszę więc moich Czytelników, bądźcie spokojni, niech nic nie zakłóci Wam radosnego przeżywania nadchodzących grudniowych świąt od Barburki poczynając, przez Św. Mikołaja, Wigilię i Boże Narodzenie, Św. Szczepana i bajeczną Noc Sylwestrową. Oby do Nowego Roku, a wówczas premier Szydło uczyni nas szczęśliwymi, bo przecież obiecała to wszystkim w imieniu Prezesa  w kampanii wyborczej podróżując po całym kraju.


piątek, 27 listopada 2015

Idziemy z postępem



Słyszymy wszędzie: świat idzie z postępem, doświadczamy żywiołowego rozwoju cywilizacyjnego, jesteśmy coraz bliżej poznania tajemnic wszechświata. Zgadzamy się z tym wszyscy. Elektronika zrewolucjonizowała nasze życie codzienne. To co obserwujemy w marketach z mediami potrafi oszołomić, tak samo jak zdumiewający postęp w budownictwie, w komunikacji,  w infrastrukturze komunalnej.
Gorzej jest w sferze społecznej, w mentalności ludzkiej. Na tym polu dominuje constans,   jakikolwiek ruch do przodu wydaje się nieosiągalny.

W rozdziale piętnastym książki Andrzeja Sapkowskiego „Narrenturm” czytam o średniowiecznym mieście Świdnicy, co następuje:
„Jak każde większe miasto na Śląsku, Świdnica karą grzywny groziła każdemu, kto poważyłby się wyrzucać na ulicę śmieci bądź nieczystości. Nie wyglądało jednak na to, by zakaz ten egzekwowano przesadnie surowo, wręcz przeciwnie, widać było że nikt nic sobie z tego zakazu nie robi”.
I dalej autor książki maluje szkaradny obraz miejskich ulic tonących w błocie, brudzie, odchodach ptactwa domowego, psów, kotów, a nawet kwiczących wieprzy.

Od tamtych czasów minęło circa sześćset lat, świdnickie ulice są wyasfaltowane, chodniki i place wybrukowane, ale problem śmieci wyrzucanych przez ludzi gdzie popadnie pozostał niewzruszony, tak samo jak egzekwowanie zakazów dotyczących czystości miasta i terenów podmiejskich. Oczywiście dotyczy to nie tylko Świdnicy. Nie lepiej jest w Wałbrzychu i w całym regionie wałbrzyskim, a także w innych obszarach Dolnego Śląska i całego kraju. Wydaje się, że problem zapewnienia porządku i czystości, tak samo jak ochrona środowiska naturalnego przerasta możliwości administracyjne władz państwowych i  samorządowych.

Niestety, wobec masowego zalewu opakowań i zwielokrotnionej ilości zużytych mebli, sprzętów domowych, odzieży, materiałów budowlanych, itp. jesteśmy po prostu bezradni i nieprzygotowani. Nie nadążają za tym wszystkim zmiany w świadomości ludzkiej, a od tego należałoby zacząć.

Podejrzewam, że za kilka kolejnych wieków, to co napisałem powyżej może znów posłużyć za  argument potwierdzający formułowaną od lat tezę, że najtrudniej jest ucywilizować człowieka

A że tak jest posłużę się przykładem kolejnego paradoksu.

W którymś tam z kolejnych linków w facebooku przeczytałem dający wiele do myślenia  aforyzm:

ateista czyta Biblię i w nią nie wierzy, katolik nie czyta Biblii i w nią wierzy. Dlatego lepiej być ateistą.

Pomyślałem, że w czasach współczesnych najpewniej jest tak, że ani ateista, ani katolik nie czytają nie tylko Biblii. W ogóle z czytaniem czegokolwiek jest teraz coraz to gorzej,  a jeszcze gorzej z czytaniem ze zrozumieniem. Wystarczy nam video i fonia. Po co męczyć oczy nad wolumenami Pisma Świętego, którego geneza, archaiczny język i wieloznaczność sentencji są równie zagadkowe jak życie na Marsie lub innych planetach. W telewizji nam powiedzą to co trzeba zrozumiałym językiem, albo puszczą panelową dyskusję na temat czytelnictwa Biblii z udziałem polityków, czyli ciągle tych samych, zużytych, skompromitowanych, jałowych gęb telewizyjnych, które nasycą rozmowę osobistymi aluzjami,  przekrzykiwaniem się i sarkazmem.

W książce Sapkowskiego w tym samym rozdziale, o którym wspomniałem na wstępie jest  opisane  interesujące spotkanie w świdnickiej oficynie wydawniczej z tajemniczym przybyszem z Moguncji, bakałarzem uniwersytetu w Erfurcie, Janem Gutenbergiem. Ten będący przejazdem w Świdnicy uczony i wydawca książek, zdecydował się ujawnić zagadkę swego wynalazku. W toku rozmowy niemiecki wizjoner przekonywał, że stosując jego technikę drukarską można będzie w krótkim czasie wydrukować nawet tak olbrzymie dzieło jak Biblia:

„Bo wyobrazić sobie chciejcie, cni panowie, uczone księgi w dziesiątkach, a kiedyś, jakby śmiesznie to dziś brzmiało, może i w setkach egzemplarzy! Bez uciążliwego i wieki trwającego przepisywania! Mądrość ludzkości wydrukowana i dostępna!”

Ale wizja Gutenberga nie trafiła do przekonania świdnickich gospodarzy, a niejaki Szarlej wyraził to dobitnie:
„Cóż to, panie Gutenberg, nie wiecie co w tym względzie orzekli ojcowie soborowi? Sacra pagina winna być przywilejem duchownych, tylko oni bowiem są zdolni ją zrozumieć. Wara od niej świeckim gębom... Świeckim, nawet tym wykazującym szczątkowy rozum wystarczą kazania, lekcje, ewangelia niedzielna, wypisy, opowieści i moralitety. A ci całkiem ubodzy duchem niechaj poznają Pismo na jasełkach, miraklach, pasjach i drogach krzyżowych, śpiewając laudy i gapiąc się w kościołach na rzeźby i obrazy. A wy chcecie wydrukować i dać tej ciemnocie Pismo Święte? Może jeszcze przetłumaczone z łaciny na język ludowy? Żeby każdy mógł je czytać i interpretować po swojemu?
A dalej:
- Plunąwszy na dogmaty, doktryny i reformy – powiedział – stwierdzam, że jedno mi się podoba, jedna myśl cieszy mnie ogromnie. Jeśli waszmość swym wynalazkiem ksiąg nadrukujesz, to a nuż ludzie zaczną uczyć się czytać, wiedząc że jest co czytać. Wszak nie tylko popyt rodzi podaż lecz vice versa. Na początku było wszak słowo, in principio verbum. Warunkiem jest oczywista, by słowo, czyli księga,  była tańsza jeśli nie od talii kart, to od gąsiora wódki, jako że to jest kwestia wyboru”.

I w ten oto sposób uznali wszyscy obecni w świdnickiej oficynie, że wynalazek Gutenberga może okazać się epokowy.

Był jak wiemy epokowy. Do dziś trudno sobie wyobrazić nasze życie bez drukowanej książki.  Ale jeszcze jeden wniosek się nasuwa z tej rozmowy. Otóż ten, że dziś, niestety, książka jest droższa i od talii kart i od gąsiorka wódki. Czyżby to było przyczyną, że generalnie nie czytamy Biblii?

Pocieszam się, że przynajmniej parę osób po przeczytaniu tego felietonu, ruszy szturmem do lektury Starego Testamentu. Chyba, że uzna za Szarlejem, że czytanie Biblii to domena li tylko najprzedniejszych purpuratów, a mianowicie tych, do których zwrócił się w Toruniu  nowo wybrany prezydent w swej laudacji z okazji któregoś tam lecia Uczelni Rydzyka słowami : „Magnificencjo, Ojcze Rektorze Założycielu, Magnificencjo Ojca Rektora, Eminencjo, Najprzewielebniejszy Księże Kardynale, Ekscelencje Księża Biskupi, Czcigodni Kapłani i Osoby Życia Konsekrowanego , Szanowni Wykładowcy”.
Gdyby ci wszyscy utytułowani chcieli zajrzeć do Biblii, to mogli by tam przeczytać: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości.

Albo: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami.
A więc jednak zachęcam gorąco, czytajcie Biblię  -   czytanie nie szkodzi, a może wzbogacić naszą wiedzę o tym jak dalece nasz świat idzie z postępem.